Skip to main content

Na początku drogi

Depresja poporodowa przestaje być tematem tabu. Przyznanie się do tego doświadczenia zazwyczaj nie budzi już niezdrowych emocji i nie prowokuje nieprzyjemnych komentarzy. Mówią o tym otwarcie influencerki czy aktorki na łamach kolorowych pism, wspominają coraz śmielej kobiety wokół nas. Zaczynamy rozumieć, że macierzyństwo nie jest cukierkowym czasem. Bywa trudne. To proces wielkiej zmiany w życiu, w ciele, w relacjach. Nic więc dziwnego, że potrzebujemy czasu na adaptację do nowych zadań.

Skąd się biorą „ciotki – dobra rada”?

Jeśli jesteś w ciąży albo właśnie urodziłaś dziecko, z pewnością już wiesz, że te sytuacje jak magnes przyciągają osoby, które koniecznie chcą Ci przekazać wiele dobrych rad: w czym kąpać, kiedy i jak karmić, nosić na rękach. Sąsiadki, ciocie, bo głównie dotyczy to starszego pokolenia (choć nie tylko), czują się w obowiązku, by przestrzec Cię przed poważnymi błędami. Niepytane, głosem nieznoszącym sprzeciwu, wygłaszają swoje zdanie, które nie zawsze zgodne jest z obowiązującym stanem wiedzy i może przynieść więcej szkody niż pożytku. Czasem zastanawia nas, skąd się biorą te wszystkie „ciotki − dobra rada”? Dlaczego osoby, które dotychczas znaliśmy, które traktowały nas po partnersku, nagle czują się w obowiązku pouczać nas i przekazywać nam te „jedynie słuszne” rozwiązania. Co więcej, można mieć wrażenie, że dobre rady dotyczą nie tylko sposobów radzenia sobie w trudnych sytuacjach, ale samego przeżywania tego czasu, tego jak być mamą czy tatą. A czy jest jakiś jeden dobry, gotowy wzorzec?

Oczywiście, życie przynosi różne rozwiązania, każdy z nas jest inny i tak właśnie, po swojemu, staje się mamą czy tatą. Ale żyjemy w pewnej społeczności, w kulturze, która wykształciła wzorce wywierające na nas bardzo silną presję. „Ciotki − dobra rada” można by więc porównać do misjonarzy głoszących pośród młodych rodziców te wymogi, którym każdy z nas – w ich mniemaniu – powinien sprostać. Dobrze jednak wiedzieć, że te wszystkie męczące rady to nie wynik złych intencji. Często ten sposób zachowania nie jest do końca świadomy, słowem – „ciotki − dobra rada” nawet nie wiedzą, że ich działania przynoszą więcej szkody i zamętu niż pożytku i nie stanowią wsparcia dla rodziców na życiowym zakręcie.

Szkodliwe mity na temat macierzyństwa

Komunikaty wysyłane w stronę świeżo upieczonych rodziców głoszą pewną wizję tego, jak być mamą czy tatą. Z jednej strony usłyszymy o tym, jak wielkim poświęceniem jest macierzyństwo, które prowadzi nawet do utraty zdrowia i urody („Kochanieńka, wszystkie włosy mi wyszły, zęby straciłam jeszcze w ciąży”), z drugiej, że przez najtrudniejsze chwile kobieta ma obowiązek przejść z uśmiechem na ustach jako domowa bohaterka. Zaspokajać potrzeby wszystkich naokoło, a zapominać o sobie − to największa chwała kobiety. Jeśli wsłuchać się w te wszystkie porady, wyłania się z nich niemożliwy obraz matki i żony, która choć nie śpi, bo przecież nocą także zajmuje się dzieckiem: karmi, przewija, tuli i stara się, by płacz dziecka nie obudził męża, to zawsze wygląda pięknie, pomalowana, zadbana, dom ma posprzątany, obiad ugotowany, a mąż, który nic nie musi – wiadomo jacy są mężczyźni – wraca z pracy zmęczony i dostaje smaczny kilkudaniowy obiad z pakietem wspierających komunikatów. To tylko niektóre spośród obowiązków idealnej kobiety. Są też zachowania, zjawiska dotyczące macierzyństwa, które w tej idealnej wizji są absolutnie wykluczone i piętnowane, choćby sformułowaniem: zła matka. Smutek, brak energii do podejmowania obowiązków, a przede wszystkim poczucie braku więzi z dzieckiem – to niektóre z nich. W idealnym świecie nie ma na nie miejsca. Za to jest w realnym życiu.

Kiedy przychodzi smutek

Kiedy nas dopada fala smutku, kiedy nie mamy siły, by wstać z łóżka, całe dnie snujemy się w piżamie, a dom pogrąża się w chaosie, mierzymy się nie tylko z tym, co przeżywamy, ale także z tymi wyidealizowanymi wyobrażeniami i oczekiwaniami. Jest nam wtedy podwójnie ciężko. Spróbujmy więc nabrać dystansu do tego, czego oczekują od nas inni. To ich, nie nasz problem. Nasze wybory, sposób życia, nie muszą im się podobać. Oczywiście, łatwo powiedzieć, kiedy zewsząd atakują nas „ciotki − dobra rada”. Może to jest zadanie dla partnera, czy innej bliskiej, zaufanej osoby, żeby asertywnie reagować na takie zachowania, chroniąc młodą mamę przed niepotrzebnym stresem, porównaniami, oczekiwaniami.

Tak czy inaczej baby blues, obniżony nastrój, a w końcu stany depresyjne zaskakują nas w tym czasie, nawet jeśli zdawaliśmy sobie sprawę, że tak bywa. Przecież czekaliśmy na pojawienie się dziecka, obiektywnie nie dzieje się nic złego, a jednak teraz wszystko leci nam z rąk, łzy napływają do oczu, a nasze wymarzone maleństwo wydaje nam się całkiem obce. Do głowy przychodzą niechciane myśli – jestem złą matką, nie umiem, nie radzę sobie, jestem do niczego. Co robić? Zamiast się obwiniać i pogrążać w jeszcze ciemniejszych odcieniach smutku, dobrze jest uświadomić sobie, że do pewnego stopnia zjawiska te są naturalne, wręcz wynikają z fizjologii. Zauważmy, że ciąża – która i tak nie dla wszystkich z nas jest czasem łatwym i przyjemnym − to proces, który przygotowywał nas powoli do podjęcia macierzyńskich zadań, poród natomiast stanowi nagłą, gwałtowną rewolucję. W naszym ciele, w ciągu kilku godzin, zmienia się wszystko, na czele z sytuacją hormonalną. To musi mieć wpływ na nasz stan nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim na psychikę. Zatroszczmy się więc o siebie, o rekonwalescencję, odpoczynek i czas, by opadły hormonalne i emocjonalne burze. Dziecko od początku wymaga sporo zaangażowania. Karmienie zdaje się nie mieć końca, do tego maluch jeszcze nie bardzo komfortowo czuje się na świecie. On też potrzebuje czasu na przystosowanie. Sygnały wysyłane przez dziecko nie są dla Ciebie czytelne, a przecież tak wiele słyszałaś o tej komunikacji bez słów. Każdy drobiazg może być zarzewiem niepewności, czarnych myśli i lęku. Do tego dochodzi narastające zmęczenie. Wszystko to razem staje się w końcu nie do wytrzymania.

Zatroszcz się o siebie

Jak zatroszczyć się o siebie pośród tak wielu oczekiwań i trudności? Po pierwsze – daj sobie czas. Nie od razu wszystkie czynności pielęgnacyjne są proste i oczywiste, nie zawsze od początku karmienie piersią stanowi pasmo radosnej bliskości z dzieckiem, nie od początku rozumiesz dźwięki wydawane przez dziecko i język jego ciała. Przecież musicie się poznać. Choć byliście tak blisko, znaliście się w zupełnie inny sposób, teraz możecie nareszcie obserwować się nawzajem i zacząć się siebie uczyć.  

Żeby starczyło Ci energii, a nastrój dopisywał, koniecznie zadbaj o sen. To jego nieustający deficyt może w znaczący sposób przyczyniać się do złego samopoczucia. W tym celu staraj się dostosować do dziecka i spać razem z nim, budzić się na karmienie i zasypiać znowu. Na początku nie oczekuj od siebie więcej. Czas na porządki, książkę, czy film nadejdzie niebawem. Ważne natomiast, żebyś w komfortowych warunkach, bez krzyczącego niemowlęcia za ścianą i pośpiechu mogła wziąć prysznic i po prostu zająć się sobą. Nieoceniona jest więc pomoc bliskiej osoby, partnera, mamy, koleżanki, kogoś, kto nie będzie Cię pouczał ani oceniał, kto po prostu przez chwilę zajmie się dzieckiem. I kto wysłucha, bez pouczania, jeśli będziesz miała ochotę podzielić się trudnościami. Każda rodzina potrzebuje swojego czasu na przystosowanie się do nowej sytuacji. Jednym przychodzi to szybciej, innym wolniej, tak po prostu jest. Jeśli jednak mijają kolejne tygodnie czy miesiące, a smutek nadal Ci towarzyszy, obniżony nastrój i brak energii nie mijają, szukaj pomocy specjalistów: terapeuty czy psychiatry. Warto wiedzieć, że depresja poporodowa nie zawsze pojawia się zaraz czy niedługo po porodzie. Czasem dopiero po pół roku albo nawet po roku. W przypadku tej choroby trzeba działać, żeby nie miała wpływu na Twoją relację z dzieckiem, tak kluczową zarówno dla jego rozwoju, jak i dla odzyskania przez całą Waszą rodzinę upragnionej harmonii. 

Aut. Joanna Sarnecka